II Wyprawa Ancuty - Kalitnik
- Romek (fot. Iza i Greta)
- 24 kwi 2016
- 6 minut(y) czytania
Dnia 23 kwietnia 2016 roku około godziny 11.30 już po raz drugi w tym roku ruszyła WYPRAWA z konikami na trasie Ancuty - Kalitnik. Wzięły w niej udział 4 koniki oraz 6 osób. Z konikami maszerowali: Greta, Wojtek, Iza i Romek. Na początku trasy w Ancutach i do mostu w okolicach Narwi towarzyszyli nam jeszcze Jacek i Tadzik. Pogoda dopisała, a do tego emocji nie brakowało. Dlaczego? W sumie 3 z 4 koników nigdy nie były prowadzone na lonży. Ten czwarty poprzednim razem zwiał po przejściu pierwszego kilometra. No i wreszcie kulminacja: wałach okazał się ogierem i całą drogę przystawiał się do rocznej klaczki. Uffff......, zaczynamy :)))

WYPRAWA ruszała z Ancut. Stąd też na 10 rano w Kalitniku byliśmy umówieni z Jackiem który przyjechał po nas samochodem i zabrał do swojego gospodarstwa w Ancutach. Na miejscu zastaliśmy 2 starsze "wałachy" (słowo "wałachy" jest tu świadomie wpisane w cudzysłów, a wyjaśnienie będzie w dalszej części historii) zamknięte w odłowni. Trojan (2 lata) i Jerzyk (3 lata) są naszymi konikami od urodzenia. Pochodzą z hodowli w Żywkowie. Cały ubiegły sezon spędziły w Białowieży, a zimowały u Jacka w Ancutach.

W kolejności od lewej: Jacek (za bramą), Romek (odwrócony plecami), Wojtek (drapiący konika po szyi), Trojan (syn Nubisa i Timury, ur. 14 kwietnia 2014 roku), Jerzyk (syn Nubisa i Jelonki, ur. 8 sierpnia 2013 roku) i Greta (podziwiająca zgrabną sylwetkę konika).

Żaden z obu koników nie miał doświadczenia w wędrowaniu "na sznurku". Do tej pory wszystkie przemieszczenia odbywały się przyczepą. Zatem korzystając z odłowni sprawdzaliśmy jak koniki radzą sobie z nową sytuacją. Powyżej: Wojtek z Jerzykiem.

Po paru kółkach wokół odłowni (nasze odłownie są okrągłe dzięki czemu mogą być też wykorzystywane jako round pen) stwierdziliśmy, że chłopaki powinni poradzić sobie na trasie. Czekały gotowe na wymarsz.

Trzecim konikiem do zabrania była Nasturcja (córka Niedzicy i Nubisa ur. 20 kwietnia 2015 roku w Żywkowie, z linii Cyganki). Od lewej: Niedzica, jej tegoroczna córeczka i Nasturcja.
Nasturcja to jest ten konik, który podczas poprzedniej WYPRAWY po około jednym kilometrze uwolnił się z uwiązu i zwiał z powrotem do mamy. W sobotę Nasturcja czekała na nas razem z mamą i kilkudniową siostrą na pastwisku położonym przy odłowni. Najpierw próbowaliśmy je zapędzić do odłowni, ale starej klaczy nie udało się przechytrzyć. Myśmy ledwo dyszeli, a ona patrzyła na nas z politowaniem. Za to kromka suchego chleba zdziałała cuda i po kilku chwilach Nasturcja była już podpięta do liny.
Największym wyzwaniem okazał się Jerdyk, który z całą resztą tabunu był zamknięty na podwórku przy zabudowaniach. Co więcej nikt z nas nie wiedział który to jest konik. Drogą eliminacji ostatecznie do wyboru został jeden spośród dwóch koników.

Naszego "wędrowce" udało się rozpoznać po odczytaniu numeru transpondera. Od lewej stoją: Nartnik (syn Nemezji i Hala, ur. 10 kwietnia 2015 roku w Ancutach) oraz Jerdyk (syn Jastarni i Nubisa, ur 31 maja 2015 roku w Żywkowie).
Z Jerdykiem problem polegał na tym, że kantar to miał założony tylko raz w życiu i to na czas przejazdu samochodem z Żywkowa do Ancut. O prowadzeniu na linie wcześniej mowy nie było. Jak zatem założyć kantar konikowi, który na samo podejście człowieka usiłuje zwiać jak najdalej? Otóż kluczem jest dobry, aczkolwiek nie liczny zespół i siła spokoju.

Pomimo, iż scena wygląda dramatycznie to tam w rogu przy zakładaniu kantara było w miarę spokojnie. "Akcja" zaczęła się po wyjściu z kącika ...



Wbrew temu co niektórzy z Was mogą sobie pomyśleć ten patyczek w moim ręku nie służył do jakichkolwiek rękoczynów. To był mój "ogonek" pomagający ukierunkować ruch konia. Sztuka polegała na tym ażeby iść do przodu, a nie cofać się do tyłu. W przypadku Jerdyka (Adam co to za imię!!! Czy Ty wyobrażasz sobie jaki jego koledzy się na niego przezywali?) po kilku minutach przepychanki okazało się, że najlepszą metodą na ukierunkowanie właściwego ruchu było ... zwykłe dotykanie ręką po karku i zadzie.
Koniki zostały odłowione i podpięte - WYPRAWA ruszyła :)))

Wyjście z pastwiska w Ancutach. Od lewej: Jacek, Nasturcja, Greta, Jerdyk i Romek.

I czekająca na nas spóźnialskich Iza z Trojanem oraz ....

.... Wojtek z Jerzykiem, który był zafascynowany plecakiem i całą drogę go podgryzał. A wszystko przez jabłka w nim ukryte.

Wyjście z Ancut (wieś w tle za nami). Tu na chwilkę pożegnaliśmy Jacka, który pół godziny później wraz z Tadzikiem pomógł nam przejść przez drogę asfaltową Białystok - Hajnówka. Chłopaki zatrzymali ruch, a myśmy zgrabnie przeszli mostek i zeszliśmy na drugą stronę drogi.

Miejsce położone na skraju doliny Narwi. Około 1,5 km od wsi Ancuty. Bardzo dziwne miejsce, które wyglądało jak rodząca się pustynia. Całą droga zasypana sypkim pisakiem naniesionym przez wiatr z okolicznych pól. Jeśli któryś z decydentów/polityków ma wątpliwości co jest naszym największym problemem to powinien tu przyjechać i zobaczyć ten krajobraz. Dramat.

Droga Narew - Waniewo prowadząca wzdłuż rzeki Ruda. Na czele WYPRAWY Wojtek z Jerzykiem.

Za nim druga w kolejności Iza z Trojanem.

A kilkadziesiąt metrów z tyłu za Wojtkiem i Izą idzie Greta z Nasturcją i Romek z Jerdykiem.

Kolejny fragment drogi już za wsią Waniewo. Oba roczniaki spisywały się bardzo dobrze. Szybko załapały, że współpraca z człowiekiem nie jest zła, a przy drodze rośnie zielona trawka.

Nasz pierwszy odpoczynek. To już 8 km wędrówki. Lokalizacja: około 1 km na NE od wsi Waniewo, tuż przed leśnym odcinkiem. W trakcie odpoczynków musieliśmy odpoczywać w dwóch grupach, gdyż jeden z naszych "wałachów" strasznie "ogierzył". To "ogierzenie" objawiało się tym, że każde zbliżenie się na kilka metrów do niego klaczki lub rocznego ogierka wzburzało w nim emocje i trudno było nad nim zapanować.

Reakcja wyglądała mniej więcej tak jak na powyższym zdjęciu.
Tu należy się wyjaśnienie o którym wspominałem już na początku blogu. Otóż Trojan podobnie jak Jerzyk we wrześniu ubiegłego roku został wykastrowany. Dokonująca zabiegu pani lekarz weterynarii poinformowała nas, że Trojan jest niestety wnętrem (zainteresowanych tym co to oznacza odsyłam do wikipedii) i udało mu się usunąć tylko jedno jądro. Drugie było niedostępne i nierozwinięte. Miało być też nie groźne. Niestety w tzw. międzyczasie tj. od września do kwietnia jądro zeszło we właściwe miejsce i na dodatek rozwinęło się nadzwyczaj "bujnie". Zatem zamiast 2 wałachów prowadziliśmy tylko jednego, ponieważ drugi z nich okazał się pełnosprawnym ogierem.
Prowadzenie ogiera przypadło w udziale Izie z czym poradziła sobie doskonale.

Leśny odcinek trasy (obszar Nadleśnictwa Żednia) ma dwa oblicza. Pierwszy widać powyżej. Są to piaszczyste wzniesienia porośnięte lasem sosnowym z dużą ilością w podszycie jałowców, a runie mchów i porostów. To jest odcinek na którym mijamy leśną cerkiew i cmentarz przypisany wsi Odrynki.

Już za cerkwią na około 13-14 kilometrze trasy schodzimy ze 153 m n.p.m. o ponad 10 m niżej na około 141 m n.p.m. Las zmienia się na - pisząc prostym językiem - bardziej wilgotny. Oprócz sosny jest dużo świerka, sporo drzew i krzewów liściastych, a w runie o tej porze roku bardzo dużo kwitnących zawilców.

Najniższym punktem jest rzeka, a w zasadzie kanał Olszanka. Jest to mniej więcej 12,5 kilometr trasy, czyli jej połowa. Bardzo urokliwe miejsce, choć szkoda, że dotknięte ręką "regulatora" rzek.

Zawsze jest to miejsce naszego odpoczynku. Naszego tzn. przewodników i koni. My jemy kanapki, a konie piją wodę i zajadają zieloną trawkę.

Z jednej strony wyglądało to tak (foto: Iza).

A z drugiej jak powyżej (foto: Greta).

I dalsza wędrówka przez las drogą pożarową nr 33, aż do przecięcia drogi asfaltowej Nowa Wola - Suszcza.

Po przecięciu drogi (ok. 15,5 km WYPRAWY) zaczynają się schodki. W kolejnym lesie musimy odnaleźć schowaną gdzieś linię oddziałową, a następnie tak nią iść żeby trafić na inną właściwą drogę leśną prowadzącą w kierunku kolonii wsi Barszczewo. Niestety po raz kolejny na tym samym odcinku ponieśliśmy porażkę i zwyczajnie zgubiliśmy się. Kosztowało nas to zapewne ok. 2 kilometrów dodatkowej trasy.

Niezbędny był kolejny odpoczynek ...

... w miłych okolicznościach przyrody, choć z już dokuczającego nam zmęczenia ciężko było podziwiać te okoliczności. Tym bardziej, że dosłownie chwilę później zorientowaliśmy się, że idziemy w złym kierunku!!!

Zamiast w okolicach kolonii Barszczewo, wyszliśmy na polach pod Nową Wolą. Proszę wierzyć, że nastąpiło chwilowe załamanie się wiary w sukcesy WYPRAWY i w nas, i w koniach.

Choć koniom dzięki tej wszech obecnej zieleni jakby łatwiej było znieść trudy wędrówki.

Wreszcie na właściwym szlaku. Droga Michałowo - Narewka w okolicach wsi Barszczewo i Lewsze. Greta i Nasturcja, która w momencie wykonywania zdjęcia postanowiła zostać na tym asfalcie. Potrzebna była pomoc w ściągnięciu konia z drogi.

A ścieżka rowerowa też się może przydać na "końskiej" WYPRAWIE.

Ostatnia przerwa na trasie WYPRAWY. Około 19 km naszej wędrówki. Okolice wsi Lewsze. Romek z Jerdykiem i Greta z Nasturcją.

Ostatnia prosta na żwirówce do Kalitnika. Wymęczeni Iza i Trojan. To już 22,5 km wędrówki, choć jeśli doliczymy do tego błąkanie się w lesie pod Nową Wolą to można liczyć, że to już prawie 25 kilometr.

Wreszcie w domu. Wojtek z Jerzykiem witani przez tabun Nastki.

Tak to wyglądało z bliska :) Jakby wołały "Dzień dobry. Witamy w Kalitniku!". Głowę przechyla Limba, a Nocek (ten w czerwonym kantarze) próbuje wepchnąć głowę pomiędzy żerdziami.

Oczywiści nie obyło bez powitania ze strony Jaśmina.

Praktycznie o zachodzie słońca Jerdyk i Nasturcja zostały wpuszczone na nowe pastwisko. W tle pod lasem czekał już tabun Linki. Jerzyk i Trojan trafili do chlewika. W związku z faktem, iż Trojan okazał się pełnoprawnym ogierem trzeba było przedsięwziąć środki zaradcze zapobiegające nieplanowanym rozmnożeniom w przyszłym roku. W poniedziałek Trojan został pozbawiony ostatniego atrybutu ogiera, a w środę oba koniki wyszły na kalitnikowe pastwiska.
Tyle relacji z naszej WYPRAWY. Bardzo dziękuję Izie, Grecie i Wojtkowi za poświęcony czas i te 25 km trasy. Wkrótce ruszamy z konikami z Kalitnika do Białowieży. Chętnych do uczestnictwa w wędrówce już dziś zapraszamy na trasę.

Jerdyk i Nasturcja dzień później na pastwisku w Kalitniku.
Comentarios