top of page

TROYA

  • Andrzej (tekst i w 90% foto
  • 15 mar 2017
  • 2 minut(y) czytania

Mając w pamięci bardzo fajną tradycję prac społecznych wykonywanych przez członków i sympatyków PTOP tuż przed białowieskimi Zjazdami Towarzystwa, postanowiłem wespół z Kasią Barańską ją odświeżyć. Szczęśliwie się złożyło, gdyż zaistniała potrzeba przeprowadzenia 3-letniej klaczy Troi z Kalitnika (naszej bazy terenowej i miejsca gdzie PTOPowski tabun „przywraca” miejsca gniazdowania ptaków łąk i pastwisk w do należytej kondycji) do Ancut nad Narwią; 25 km przebyliśmy w wyśmienitych humorach w nieco ponad 6 godzin. A wyglądało to tak:


Po odczytaniu chipa i potwierdzeniu, że Troya to na pewno Troya, parę gryzów trawy na zredukowanie napięcia…


…i ruszamy! Przed nami 25 km do przebycia. Pogoda dopisuje, humory też, nad głowami przelatują gęsi i świergolą lerki.

Lekki moment zwątpienia Troya przeżywa zostawiając stado, ale już po chwili…

…łagodnieje na tyle, że Kasia przejmuje prowadzenie klaczy.

Idzie nam się wyśmienicie, jednakże Troya wyczuwa, że z Kasią może pozwolić na więcej i…

…wykorzystuje to, żądając częstych przerw na skubanie trawy. A przecież jesteśmy dopiero na początku drogi!

Ponownie więc przejmuję prowadzenie, tym bardziej, że wyszliśmy na asfalt. Każde przejeżdżające auto, mimo że schodzimy na pola, wzbudza w Troi popłoch i zdenerwowanie.

W lesie jednak zdenerwowanie ustępuje, w strumieniu można ugasić pragnienie,…

…a przyjaźń kwitnie!

A to z tego powodu, że gdy tylko Kasia przejmuje prowadzenie, Troya jest pewna jednego: „Będę jadła!”

Jednak idziemy dalej! Minąwszy cmentarną cerkiew w Odrynkach, Troya traci motywację…

…zatem dalsza droga przez las, polega często na ciągnięciu klaczki co czuję dziś w bicepsach!

Docieramy jednak do Waniewa, a tu odgłosy wsi mobilizują konia do wędrówki i po pamiątkowym selfie, znowu maszerujemy z werwą!


Powoli docieramy do końca wędrówki, ale przed nami najtrudniejszy moment. Musimy przeprowadzić klacz przez kilkaset metrów ruchliwej drogi z Zabłudowa do Narwi. Tu ma pomóc nam Romek. Czekając na niego robimy sobie jeszcze jeden portret.


Po chwili zjawia się Romek i przejmuje dowodzenie…


…ja staram się wstrzymywać ruch od przodu, Kasia ma ubezpieczać tyły. Nie jest jednak łatwo! Ludzie w autach zdają się nie zdawać sprawy z niebezpieczeństwa! Owszem na krótko przystają, lecz zaraz z piskiem opon ruszają dalej. Troya się płoszy, staje dęba i próbuje wyrwać. Jedynie dzięki doświadczeniu i opanowaniu Romka cała akcja przebiega bez wielkich komplikacji. To najniebezpieczniejszy moment wyprawy! Sami nie dalibyśmy rady. Przydałaby się jakaś forma przysposobienia koników do obecności rozpędzonych aut… Przeszkolenie jest jednak istotną kwestią!

Na szczęście to było tylko kilkaset metrów i już jesteśmy na ostatniej prostej w Dolinie Narwi. Na rozlewiskach jeszcze pustawo, przelatuje jedynie pojedynczy klucz gęsi.

Przy tabliczce „Ancuty” Romek robi nam jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie i już po chwili Troya jest u siebie. Musimy ją jednak odizolować na noc od reszty stada, aby konie mogły wejść w bliższe relacje nie robiąc sobie krzywdy.


Wygląda jednak na to, że nie będzie trudności. Ogier zaczyna tańczyć przed Troyą i już po chwili szepce jej coś do ucha.

A do nas właśnie dociera zmęczenie. Głodni, ale rozentuzjazmowani pędzimy na obiad. Cieszymy się, że wszystko poszło sprawnie, a najbardziej z tego, że Troya po bogatej w nowości wyprawie, będzie jeszcze bardziej doświadczonym koniem: ufnym, spokojniejszym, chętnym do współpracy. I choć nieświadoma, pozwoli realizować nam nasz główny, statutowy cel czyli OCHRONĘ PTAKÓW I ICH SIEDLISK!



 
 
 

Comentários


Zasubskrybuj Aktualizacje

Gratulacje! Zostałeś subskrybentem

bottom of page