top of page
Szukaj

Przeprowadzka na Trześciance

  • Romek
  • 31 sie 2016
  • 3 minut(y) czytania

Kilka miesięcy temu na nasze PTOPowskie łąki nad Narwią w okolicach wsi Trześcianka (gm. Narew) przyjechały 2 tabuny koników polskich. Pierwszy trafił na wspólne pastwisko z prawie setką Polskich Czerwonych Krów, drugi z kilkoma jałówkami rasy francuskiej. Czas mija, a my dostrzegamy efekty pracy zwierzaków. "Zielonki" ubyło na tyle, że nadeszła pora na przeprowadzkę na nową kwaterę - u nas na tzw. piątkę - z trawą po sam grzbiet. Ażeby mieć pełen obraz sytuacji muszę jeszcze dodać, że wiosną na pastwiska przyjechały same klacze. Jedne ze źrebakami, a inne bez nich. Właściciel tabunów Pan Krzysztof Chmielewski doszedł więc do wniosku, że do tej żeńskiej "społeczności" trzeba wprowadzić pierwiastek męski, czyli ogiera. Stąd w dniu przeprowadzki na nowym pastwisku pojawił się również ON.

Pierwszy tabun miał do przejścia ok. 600 m po polnej drodze. Nas konikowych poganiaczy była szóstka: Krzysiek, Jola, Marta, Aneta, Jacek i ja. Zapędziliśmy koniki do odłowni, gdzie odizolowaliśmy 3 młode klaczki, które miały zostać zabrane z pastwisk celem uniemożliwienia ogierowi kontaktu z nimi (za młode). Reszta ruszyła z nami i dosłownie po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Te kilkanaście minut wystarczyło wcześniej pozostawionym w odłowni klaczkom (dwie roczne, jedna dwulatka) na rozwalenie żerdzi w odłowni, przerwanie pastucha i w galopie zjawienie się w swoim tabunie na nowym pastwisku. Siła konika polskiego jest wielka!!!

Skrótem, kładką przez rzekę ruszyliśmy po drugi tabun. Koniki niestety tą trasę miały niedostępną i czekała nas wspólna droga na okrętkę przez most na rzece Rudni, znajdujący się na drodze asfaltowej pomiędzy wsiami Trześcianka i Puchły. Po dotarciu na miejsce do koni przyjęte zostały różne strategie prowadzenia koników. Marta wybrała jazdę na oklep, a reszta prowadzenie na linie.

Tabun ruszył. Póki co na czele Krzysiek. Za nim Jacek i Marta, a w środku tabunu Jola. Aneta robi zdjęcie (te i pozostałe), a ja gdzieś poza obiektywem próbuję "rozbroić" pastuch.

Jeden z krytycznych punktów na trasie wyjście z 60 ha pastwiska. Nigdy nie wiadomo jak tabun zareaguje na otwartą, nieznaną i niczym nie ograniczoną przestrzeń.

Ten las, który widać gdzieś tam przed nami na horyzoncie to z grubsza jest, to miejsce do którego zmierzamy. Trasa wędrówki jeszcze niestety nie jest w prostej linii. Gdzieś przed tym lasem na naszej drodze jest rzeka Rudnia.Właśnie zaczynamy tam budowę brodu, który w przyszłości znacząco skróci trasę przepędzania zwierzaków.

Mam wrażenie, że zawsze najgorsze są skróty. Musieliśmy ominąć fragment remontowanej drogi dojazdowej na pastwiska. Teren grząski, nierówny i to "coś" rosnące momentami aż po końskie grzbiety.

Wyprawa była fotografowana właściwie tylko od końca tabunu. Najczęstszym naszym problemem jest brak wolnych rąk lub po prostu fotografa. Osoba robiąca zdjęcia musi równocześnie prowadzić konia. Brakuje nam rąk do pracy. Nieustannie poszukujemy wolontariuszy!!!

Mam wrażenie, a w zasadzie wręcz przekonanie, że w takiej wyprawie z tabunem przez nieznane drogi najtrudniejszą rolę do odegrania ma osoba prowadząca, czyli idąca z pierwszym koniem. Praktycznie non stop ma się na plecach "ciśnienie" całego tabunu. Czasem podbiegają. Są momenty kiedy luźne konie próbują wyprzedzić i rozejść się na boki. Jeśli pójdą do przodu to te, które mamy na linkach będą chciały jak najszybciej do nich dołączyć i mamy niezły ferment nad którym bardzo ciężko zapanować.

Zatem w skrócie kluczową rolą przewodnika jest nie dopuszczenie do wyprzedzenia prowadzącego konia.

Przejście przez bród. My staraliśmy się ominąć wodę, żeby nie nabrać jej do butów, a konie zinterpretowały to że nie da się przejść środkiem i też postanowiły ją ominąć. Finał był taki, że buty i tak były mokre.

Oba tabuny już na miejscu. Pierwszy jeszcze zamknięty w odłowni, a drugi na zewnątrz. Cała akcja przeprowadzenia koników w sobotnim upale zajęła 3 godziny. Jak na mój gust czas rewelacyjny.

No i ten jedyny rodzynek - ogier TORS, który przez okres przeprowadzki czekał w przyczepce.

Wejście do tabunu. Kluczowa sprawa to właściwa prezencja. W końcu tam same dziewczyny!

A myśmy w nagrodę za te przebyte kilometry mogli sobie popatrzeć na te końskie zaloty.

Niezłą minę mają te dwie klacze po lewej stronie zdjęcia również patrząc na "taniec ogiera". Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie ale raczej nie wyglądają na szczęśliwe.

Wreszcie ostatnia część przeprowadzki. Ponieważ większość piątej kwatery leży na wyspie pomiędzy dwiema rzekami postanowiliśmy aż tam przeprowadzić konie. Krzysiek wziął pierwszą klacz na uwiąz i ruszył przez bród na rzece. Widok przechodzących koników był niesamowity. Zdjęcia pozostawiam bez komentarza.


 
 
 

Commentaires


Zasubskrybuj Aktualizacje

Gratulacje! Zostałeś subskrybentem

bottom of page