Przeprowadzka
- Romek
- 20 kwi 2016
- 4 minut(y) czytania
W minioną sobotę w Kalitniku odbyła się przeprowadzka. Roczne koniki opuściły swój dotychczasowy leśny tabun i przeszły na pastwiska bliżej zabudowań. Oczywiście "opuściły" i "przeszły" to są słowa, które nie odzwierciedlają rzeczywistości, ale niech opowieść toczy się po kolei.
Uczestnicy akcji. Po stronie ludzi: Aneta i Norbert, Natalka (10 lat) i Gabrysia (15 lat) oraz Iza i Romek. Po stronie koników: Niagara, Lawenda, Lerka, Tara, Nurzyk, Nor, Natanka i Lecicha. Wszystkie w wieku od 9 do 13 miesięcy. Niektóre bardzo oswojone, co należy rozumieć jako chętne do kontaktu z człowiekiem. Inne w żadnym wypadku nie pozwalające nam podejść, a o dotykaniu już całkiem nie ma mowy.
A oto fotorelacja:

Jak zwykle wszystko zaczyna się od odłowni. Do wprowadzenia koników posłużyły jabłka i naprawdę nasza niewielka zachęta. Wewnątrz nie było żadnej paniki. Pełen luz.

Choć wielkiej radości w oczach też nie widać. Na pierwszym planie Natanka NB. Urodzona na terenie rezerwatu "Siedem Wysp" koło Węgorzewa (hodowca: Nadleśnictwo Borki). Pochodząca z hodowli "rezerwatowej", czyli absolutnie dzikiej. Za nią po prawej Lerka.

Nasza kalitnikowa odłownia podzielona jest na 3 części. Tj.: round pen (lonżownik), rękaw i poskrom. Koniki ruszające na nowe pastwisko były najpierw zapędzane do rękawa, gdzie zakładaliśmy im kantary i podpinaliśmy lonżę lub uwiąz.
Z przodu Aneta z już przygotowaną do wędrówki Lerką. Z tyłu Romek podpinający Nurzyka.

W pierwszej turze był jeszcze Norbert z Natanką NB, którzy dość długo toczyli spór o podpięcie liny do kantara.

A złośliwcy mieli radochę patrząc na zmagania Norberta i Natanki NB. Za co później zostali przykładanie ukarani podczas wędrówki z Norem NB.

Pierwsza z odłowni wyszła Aneta i Lerka. Nie było lekko, ale też i nie było szaleństwa. Obie panie już na pastwisku spokojnie czekały na resztę.

Nurzyk to już była inna bajka niż Lerka. Sztuka polegała na tym abyśmy razem szli do przodu, a nie ja do przodu, a konik do tyłu. Mieliśmy parę poważnych rozmów ale ostatecznie było naprawdę nieźle. Choć teraz patrząc na te zdjęcie to myślę sobie, że miał prawo być na mnie zły za ten różowy uwiąz.

Spośród nas największe zmagania toczył Norbert z Natanką NB i szczerze pisząc gdyby nie pomoc Gabrysi to nie wiem jakby chłopak sobie poradził.

Pokonywanie kolejnych metrów wcale nie było łatwe. Koniki co rusz próbowały uwolnić się od nas. Na szczęście już "załapały", że generalnie jak jesteśmy "podłączeni" do siebie to chodzimy do przodu.

Przejście przez bramę to było też nie lada wyzwanie. Na zdjęciu wygląda to całkiem nieźle ale próba była podejmowana kilkukrotnie. W tym czasie Norbert (widoczny w tle tuż za płotem przy otwartej bramie) korzystając z pomocy Gabrysi nadal "toczył" dysputy z Natanką NB.

A nam jako odźwierna pomagała schowana za żerdziami Natalka.

Wreszcie wędrówka ruszyła na krótki spacer drogą przez las dzielący obie kwatery. Tu już wszystkie 3 koniki spisywały się naprawdę bardzo przyzwoicie.

Jesteśmy na nowym pastwisku, na którym zimę spędził tabun Linki (nasze rekonwalescentka z uszkodzonym stawem pęcinowym). Koniki mają tu do dyspozycji 3 połączone kwatery o powierzchni ok. 18 ha.

Ufff jak gorąco!!! A najważniejszy jest uśmiech na twarzy i satysfakcja, że udało się nam opanować i spokojnie przeprowadzić 3 dzikie koniki. Po odzyskaniu wolności koniki od nas nie uciekły. Jakiś czas stały spokojnie obok i oglądały nowe miejsce. Dopiero po naszym odejściu ruszyły na zwiedzanie nowych pastwisk.

Kolejnym dwóm konikom trzeba było zakładać kantary w poskromie. Inaczej się nie dało. Na zdjęciu "białe kopytko" czyli Lawenda.

Nasza ulubienica Niagara z Anetą po wyjściu z odłowni. Niagara to najbardziej zaprzyjaźniony z nami ubiegłoroczny źrebak. Również i ona pierwszy raz była prowadzona na krótkiej lonży. Przejście z pastwiska na pastwisko bardzo spokojne.

Po wyjściu z odłowni każdy z koników (na zdjęciu Tara) dostawał znaczącego przyspieszenia. I to był chyba najtrudniejszy moment w całej przeprowadzce. Trzeba było konika, który "poczuł" otwartą przestrzeń utrzymać i przekonać, że ten sznurek nas łączący to nie jest nic złego. Za nami czuwająca Gabrysia.

Lawenda, Norbert i Gabrysia zmagający się ze sobą. Chwilami bez Gabrysi z tyłu konika nie dało się iść do przodu.

A Lawenda potrafiła dać się we znaki Norbertowi.
Po przeprowadzeniu na nowe pastwisko Lawendy, Tary i Niagary w odłowni zostały jeszcze 2 roczniaki. Nor NB i Lecicha.

Z Norem NB poszło całkiem nieźle. Choć czasem trzeba było pochylić się i spojrzeć sobie "głęboko w oczy". Ale to słowo spojrzenie to tylko w cudzysłowiu. Zasadniczo pracując z konikami nie patrzymy im prosto w oczy. Dla nich takie spojrzenie oznacza agresję. Tu pochylam się i przekonuję konika, że nie jestem taki wielki i nic mu nie grozi z mojej strony.

Kiedy po zaprowadzeniu Nora NB na nowe pastwisko wróciliśmy z Natalką pod odłownię okazało się, że najmłodsza ze wszystkich źrebaków Lecicha toczy z nami niesamowity bój.

Jej przeprowadzenie przypadło w udziale naszej dotychczasowej fotoreporterce Izie. Ale Lecicha od początku postanowiła, że zostaje na pastwisku ze swoją mamą Lewą.

Gdy upór osiołka i cofanie się nie pomagało, to konik zastosował inną technikę ...

... i zaczął się nam kłaść na ziemi. Zdjęcie być może jest dramatyczne ale zapewniam nic się konikowi nie stało. Obie panie chyba to strasznie emocjonalnie przeżywały. A kładzenie się okazało się bardzo skuteczną metodą.

Jak Lecichę podnosiliśmy i stawialiśmy na nogi, to wszystko było w porządku dopóki stała w miejscu. Jak tylko podejmowaliśmy próbę jej prowadzenia to natychmiast było ...

... bęc na ziemię.

Nie dało się ani grupowo na siłę, ani też ...

... indywidualnie po dobroci.
Lecicha póki co została na pastwisku z mamą. Ciekawe czy to jej zachowanie ma coś wspólnego z faktem, że Lecicha to nazwa gatunkowa ważki.
Comments